Problemy włoskich banków są tylko czubkiem góry lodowej

W ostatnim czasie uwaga mediów, polityków i inwestorów była skupiona na Wielkiej Brytanii. Tymczasem nieco w tle pozostały problemy włoskich banków, których sytuacja pogarsza się z każdym dniem. Bolączką całej branży jest rosnący odsetek niespłacanych kredytów, który osiągnął już poziom 18%. Niniejszy wynik plasuje Włochy w tej niechlubnej klasyfikacji w ścisłej czołówce, zaraz za Grecją oraz Cyprem.

Pozycja ta jest nie tylko pochodną mizernego stanu czwartej największej gospodarki UE. W kondycję sektora bankowego szczególnie uderza polityka niskich stóp procentowych. Ponadto, Włosi przestali spłacać swoje kredyty ze względu na korzystne dla nich reformy prawne. W efekcie cała sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Notowania włoskich banków dynamicznie zniżkują i szukają kolejnych dołków. O tym jak skomplikowane i trudne są obecne realia może świadczyć ostatnia sprzedaż pakietu akcji Banku Pekao przez największy włoski podmiot w tym segmencie - UniCredit. Nieprzygotowana i nie do końca ekonomiczna transakcja była niezbędna, aby zasilić kapitały włoskiego giganta.

Wśród banków mierzących się z najbardziej poważnymi trudnościami znajdują się przede wszystkim te największe, czyli wcześniej wspomniany UniCredit oraz Banca Monte dei Paschi di Siena, Intesa San Paolo i Banco Popolare. To one zaliczane są do grona tych, które wymagają najpilniejszej pomocy. Recepta wydaje się prosta – wystarczy dofinansować banki, tak jak miało to miejsce w Stanach. Włoski rząd deklaruje chęć i gotowość do udzielenia takowej pomocy i to pomimo faktu, że gospodarka jest gigantycznie zadłużona – wskaźnik dług publiczny/PKB przekracza poziom 130%.

Niemniej jednak, wszystko komplikuje nowe unijne prawo, na mocy którego takowa kroplówka wymaga w pierwszej kolejności partycypacji udziałowców, wierzycieli oraz deponentów. Natomiast Ci z całą pewnością nie byliby chętni ratować bankrutujące banki. W związku z tym, aktualnie nie ma żadnych konkretnych pomysłów jak uratować jeden z najważniejszych sektorów każdej gospodarki, a tym bardziej skąd pozyskać niezbędne kapitały. Pod koniec lipca Europejski Urząd Nadzoru Bankowego przeprowadzi stress testy włoskich banków, natomiast w sierpniu EBC zaprezentuje szereg rozwiązań, które mają pomóc rozwiązać problemy niniejszych instytucji. Być może powyższe zabiegi przyczynią się do podjęcia działań w kierunku stopniowej sanacji włoskiego sektora bankowego. Niemniej jednak, zmian wymaga cała gospodarka oraz sfera polityczna, która pogrążona jest w swoim własnym kryzysie.

Tymczasem zdania ekspertów są podzielone. Jedni podkreślają powagę sytuacji i porównują obecny kryzys do tego z lat 2007 – 2009. Inni natomiast uspokajają i zwracają uwagę, ze świat wyciągnął odpowiednie wnioski z historii i jest przygotowany na podobne okoliczności. Aktualnie ani UE, ani Stany Zjednoczone nie wydają się przejmować całą sytuacją. Warto przypomnieć, że liczne trudności amerykańskich banków w przeddzień krachu również były bagatelizowane. Wtedy bezpośrednią przyczyną kryzysu były kredyty subprime oraz zaawansowana inżynieria finansowa. Dzisiaj drugi czynnik ma mniejsze znaczenie, natomiast pierwszy ma nieco innych charakter, co nie zmienia faktu, że efekt jest bardzo podobny – znacząca część kredytów nie jest spłacana. Wiele wskazuje na to, że obecne trudności mogą być dopiero początkiem prawdziwych problemów.

Zagrożone niewypłacalnością włoskie banki nie są jedyną bolączką UE. Cały europejski sektor bankowy znajduje się w poważnym kryzysie, który jest pokłosiem słabej kondycji gospodarczej gospodarek UE oraz ultra luźnej polityki monetarnej. Dodatkowym obciążeniem jest Brexit. Zawirowania na brytyjskim rynku finansowym oraz koszty związane z przeniesieniem działalności największych europejskich instytucji finansowych z Londynu na terytorium UE istotnie mogą obciążyć ich zyskowność. Co więcej, ze swoimi problemami muszą walczyć banki portugalskie, greckie oraz hiszpańskie (w tym ogromny Santander). Zbyt wielu powodów do radości nie ma także niemiecki Deutsche Bank, który w swoim bilansie ma ogromne pozycje instrumentów pochodnych bazujących na wysokiej dźwigni finansowej. Wszystko to sprawia, że europejski system bankowy znajduje się w poważnych tarapatach. Teoretycznie sytuacja wydaje się opanowana, jednakże wszystko zmieni się wraz z pierwszym bankructwem któregoś z czołowych banków, które może wywołać krach o charakterze międzynarodowym. Z kolei mając na względzie kondycję gospodarki UE, ekstremalnie luźną politykę monetarną EBC, nieprzewidywalność obecnych czasów, a także wyniki banków, ich notowania oraz wskaźniki, to takowy scenariusz nie wydaje się tylko i wyłącznie odległą wizją.

Problemy europejskich banków nie pozostaną bez wpływu na ten sektor na polskiej giełdzie, jednakże efekt ten będzie miał zdecydowanie inny charakter. Polski sektor bankowy, zdominowany przez kapitał zagraniczny, jest znacznie bardziej stabilny. Odsetek kredytów niepracujących wynosi nieco ponad 4%. Niemniej jednak, branża musi stawić czoła wciąż nierozwiązanej kwestii kredytów frankowych. Ewentualny krach w europejskim systemie bankowym zapewne spowoduje ucieczkę inwestorów do bezpiecznych przystani, w tym do franka szwajcarskiego, co może zdecydowanie skomplikować problem przewalutowania kredytów frankowych. Dlatego im szybciej rząd rozwiąże niniejszą kwestię, tym większa szansa na redukcję lub eliminację tegoż ryzyka. Z drugiej strony, kryzys europejskich banków sprzyja polityce polskiego rządu, który planuje dokonać repolonizacji sektora. Aktualne wyceny większości banków na warszawskim parkiecie są bardzo atrakcyjne. Co więcej, gdy ich spółki - matki będą potrzebowały zasilić swoje kapitały, mogą podobnie jak UniCredit zacząć zbywać swoje udziały w podmiotach notowanych na Książęcej. W efekcie, europejski kryzys może okazać się szansą dla polskiej bankowości, która będzie miała okazję wzmocnić swoją pozycję na arenie międzynarodowej.

Autor: Łukasz Rozbicki, MM Prime TFI

E-Doradca Analiza Finansowa